Chłopiec zgiął niechętnie kolana, by pokłonić się przed królem i poczuł, że spada. Spadł boleśnie na schody pokryte niebieskimi kaflami i zjechał po nich wprost pod tyczkowate nogi króla, w ostatniej chwili ratując swoją twarz przed rozbiciem o kolczaste buty władcy.
Schodów było kilkanaście, wszystkie niebieskie, ale tylko niektóre miały wzorki w kształcie bananów. Chłopcu zrobiło się wstyd. Nie miał siły i odwagi, by podnieść się z podłogi i spojrzeć w oczy króla. Był na siebie wściekły, że nie zauważył, że znajdował się na szczycie schodów i naraził siebie na takie upokorzenie. Chciał zrobić wrażenie pewnego siebie chłopca, który wcale nie boi się jakiegoś tam władcy. I teraz leżał jak marna kałuża pod jego stopami, zaprzepaszczając szanse na szacunek nieznajomego.
Chłopiec nie mógł wciąż zrozumieć, jak mimo takiej różnicy wysokości, na której się oboje znajdowali w chwili jego wejścia do sali, król i tak siedział wyżej od niego. "Czyżby był taki wysoki?" - myślał chłopiec. "Dlaczego nie zauważyłem tego, gdy rycerz całował jego szaty? Bo przecież je całował..." - nie był już niczego pewien. Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, leżał wciąż i z udawaną ciekawością wpatrywał się w buty władcy. Były kolczaste i zielone, i przypominały pancerze kasztanów.
Ciszę przerwał śmiech. Mocny i głośny. Wprawiał w drgawkę podłogę, na której leżał żałośnie chłopiec.
- Wstańże w końcu, chłopcze! - wykrzyczał król, ani na moment nie przerywając śmiechu.
Schodów było kilkanaście, wszystkie niebieskie, ale tylko niektóre miały wzorki w kształcie bananów. Chłopcu zrobiło się wstyd. Nie miał siły i odwagi, by podnieść się z podłogi i spojrzeć w oczy króla. Był na siebie wściekły, że nie zauważył, że znajdował się na szczycie schodów i naraził siebie na takie upokorzenie. Chciał zrobić wrażenie pewnego siebie chłopca, który wcale nie boi się jakiegoś tam władcy. I teraz leżał jak marna kałuża pod jego stopami, zaprzepaszczając szanse na szacunek nieznajomego.
Chłopiec nie mógł wciąż zrozumieć, jak mimo takiej różnicy wysokości, na której się oboje znajdowali w chwili jego wejścia do sali, król i tak siedział wyżej od niego. "Czyżby był taki wysoki?" - myślał chłopiec. "Dlaczego nie zauważyłem tego, gdy rycerz całował jego szaty? Bo przecież je całował..." - nie był już niczego pewien. Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, leżał wciąż i z udawaną ciekawością wpatrywał się w buty władcy. Były kolczaste i zielone, i przypominały pancerze kasztanów.
Ciszę przerwał śmiech. Mocny i głośny. Wprawiał w drgawkę podłogę, na której leżał żałośnie chłopiec.
- Wstańże w końcu, chłopcze! - wykrzyczał król, ani na moment nie przerywając śmiechu.
czyli można liczyć na całość, prawda? :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się kasztanowy królik, ale może się mylę? może to najprawdziwszy Wielki Król? :)
królik hmm... Zdradzę Ci, że król nie ma jeszcze wyglądu. Historyja ta powstaje na dwie ręce i jest wynikiem zabawy w bajki. Może kiedyś uda zamieścić całość :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam pisanie na cztery ręce. to bardzo inspirujące :)
Usuńno tak, w zasadzie dwie, ale jeśli piszecie na klawiaturze, to cztery :)) w każdym razie na dwie głowy, tak?? :))
Usuń:) no właśnie mi uświadomiłaś, że mamy po dwie ręce. Cztery ręce i dwie głowy a zabawa przy tym wspaniała :))
UsuńCudne :) Ja również czekam z niecierpliwością na kolejne losy bohaterów :)
OdpowiedzUsuńHehe ja też! :-) ale coś druga para dłoni nieporuszona :-)
Usuń