budzę się u jego stóp
zwinięta w sobie
niczym w ślimaczej muszli
słyszę szepty drzew
obranych z zielonych piór
przed oczami głuszce
ożywiają pola
nieruchome
w starym domu
podsycam ogień
wypuszczam w niebo
białymi latawcami
patrzę w błękit oczu
nie pamiętam
czy to już było
czy dopiero będzie
Niepamięć. Chwilami najlepsze co może być.
OdpowiedzUsuńLubię zaczerpnąć bieli z Twojego źródła :)
OdpowiedzUsuń